środa, 30 grudnia 2015

Trufle czekoladowe

Witajcie,

Dzisiaj chciałabym Wam zdradzić przepis na fantastyczną słodkość, którą robię co roku na Święta i Sylwestra odkąd skończyłam 12 lat. Przepis zrodził się w mojej głowie podczas nieudanej próby zrobienia trufli z przepisu znalezionego w gazecie. Masa nie chciała mi tężeć więc wymyśliłam magiczny składnik, który do niej dodałam i dzięki temu kuleczki były wyjątkowo pyszne i nie aż takie słodkie jakby się mogło wydawać.


Jaki to składnik? Przekonajcie się sami:

Składniki:
  • czekolada mleczna 100g
  • czekolada biała 100g
  • 3 opakowania biszkoptów okrągłych (w sumie ok 300g)
  • rum
  • śmietana kremówka 200ml
  • kakao
  • cukier puder lub wiórki kokosowe
Przygotowanie:

Każdą z czekolad roztapiamy z dodatkiem 100 ml śmietany w kąpieli wodnej w osobnych miskach/rondlach. Po całkowitym roztopieniu i połączeniu się składników zdejmujemy czekoladę z ognia dolewamy rum (nie chcę Wam narzucać ile rumu powinno być, ponieważ uważam, że każdy powinien dolać sobie do smaku ). Mieszamy rum z każdą z mas czekoladowych. Biszkopty rozdrabniamy na drobny piaseczek i dodajemy po połowie do każdej z czekolad. Po wymieszaniu powinna powstać plastyczna masa, którą można formować w kulki. Jeśli będzie zbyt mało plastyczna możemy jeszcze dodać trochę pokruszonych biszkoptów. Trufle z ciemnej czekolady obtaczamy w kakao, a te z białej w cukrze pudrze lub w zmiksowanych wiórkach kokosowych. Jeśli ktoś ma ochotę można dodać do środka kulki migdał bądź orzech dla przełamania smaku. Dla tych, którzy nie mają czasu na kulanie (które niestety jest dosyć pracochłonne) polecamy sposób naszej trzeciej siostry, która z masy robi rulon i kroi ją jak na kopytka lub w grubsze plasterki :)


Gotowe trufle wykładamy na płaski talerz lub paterkę i chłodzimy je w lodówce. Aby wyglądały jeszcze ładniej możemy je powkładać do małych papierowych papilotek.

Życzę smacznego!
Marysia

czwartek, 24 grudnia 2015

Wigilia z naszej perspetywy

Witajcie,

Dzisiaj chciałyśmy podzielić się z Wami jak wyglądają te piękne święta w naszych domach. Jako, że jesteśmy siostrami to większość tradycji wyniosłyśmy z domu podobne, ale każda z nas dokłada co nieco od siebie oraz na prośbę mężów z ich domów rodzinnych. W tym roku czeka nas dosyć duża, rodzinna Wigilia, ponieważ zbieramy się wszyscy w domu naszych rodziców. Ten wieczór w gronie najbliższych osób, w domu, w którym się wychowałyśmy oraz przy stole, na którym od wielu lat królują te same tradycyjne dania jest po prostu magiczny! Nasza mama zawsze staje na głowie, żeby wszystko było pyszne. A co na tym stole u nas króluje? Potraw musi być oczywiście 12, oto one:
  1. Zupa rybna z makaronem
  2. Pierogi z kapustą i grzybami
  3. Karp smażony z cebulą
  4. Ryba po grecku z warzywami
  5. Ziemniaki gotowane
  6. Sos pieczarkowy
  7. Kapusta z grzybami
  8. Śledź w oleju
  9. Śledź z rodzynkami w słodkiej zalewie
  10. Kluski z makiem
  11. Kompot z owoców suszonych
  12. Karp w galarecie
Ciekawa jestem czy wy macie podobne menu,czy różni się zupełnie od naszego :) 
Wigilię w tym roku zaczynamy dosyć wcześnie, bo już około 15:30-16:00. Wszystko ze względu na dwie małe istotki, które będą na Wigilii i, które chcą iść potem się wykąpać i spać (mowa o Zosi i naszym siostrzeńcu Piotrusiu). Kolacja zawsze zaczyna się od wysłuchania fragmentu Starego Testamentu czytanego przez naszego tatę, potem następuje krótka modlitwa, śpiewanie wspólnie jednej z kolęd i łamanie się opłatkiem. Ta ostatnia część może trwać dosyć długo, bo każdy z każdym musi się przełamać, a będzie nas ponad 10 osób :) Po przekazaniu sobie świątecznych życzeń siadamy wreszcie do pysznej i długo wyczekiwanej kolacji- najpierw oczywiście jest zupa, a potem reszta dań. Co roku jest nieco śmiechu przy kolacji, ponieważ tata przedłuża i chciałby jak najdłużej nas wszystkich przytrzymać przy stole, a dzieciaki już przebierają nogami, kiedy będą mogły otworzyć swoje prezenty :) W tym roku na prośbę naszej trzeciej siostry tata postanowił przebrać się za Świętego Mikołaja, aby zrobić radochę wnukom. Założę się oczywiście, że dzieci się zorientują, ale przynajmniej śmiechu będzie sporo. Co roku nagrywamy na kamerę film z otwierania prezentów- przynajmniej za parę lat dzieciaki będą mogły sobie przypomnieć co dostały na Gwiazdkę. Po otwarciu wszystkich prezentów i posprzątaniu tony porozrywanych z emocjami papierów przygotowujemy coś do zjedzenia na słodko. Jeśli chodzi o ciasta to nie mamy tutaj tradycyjnych ciast, które powtarzamy w każde święta poza piernikiem przełożonym marmoladą, polanym czekoladą i posypanym karmelizowanymi orzechami włoskimi (specjalność mojej mamy- co roku robi ich chyba z 7 sztuk i rozdaje po rodzinie, bo nikt nie jest wstanie tak powtórzyć tego przepisu jak ona). Dodatkowo Asia upiekła snikersa, rafaello i śmietanowiec, czyli same dobroci! Ja z kolei zajęłam się zrobieniem słodkości, które są co roku tradycyjnie powtarzane. Od kiedy skończyłam 12 lat co roku na święta robię trufle z białej i ciemnej czekolady z dodatkiem pokruszonych biszkoptów i alkoholu (w tym roku bez alkoholu bo jest przewaga niepijących- ciężarnych, matek karmiących i kierowców). Na pewno wrzucę Wam jeszcze przepis na nie, bo są na prawdę godne uwagi- kilkoro moich znajomych wzięło ode mnie przepis i nie wyobraża sobie bez nich Świąt. Naszym wspomnieniem z dzieciństwa jest również blok czekoladowy z pokruszonymi herbatnikami, więc i jego nie mogło teraz zabraknąć. Pozostaje tylko się modlić, żeby przetrwać te święta w tym samym rozmiarze (w moim przypadku to się nie liczy, bo ciężarna rośnie mimo wszystko :P )










Buziaki,
Marysia

niedziela, 20 grudnia 2015

Akcja piernikowa cz. 3

Witajcie,

Nadszedł czas na udekorowanie pierniczków, które leżakują już u mnie 2 tygodnie. Może nie jestem jakimś mistrzem dekoracji, ale starałam się jak mogłam, aby moje pierniki wyglądały jak najlepiej. Porównując w myślach tegoroczne z zeszłorocznymi mogę tylko powiedzieć, że jestem z siebie bardzo dumna! 


Moim ostatnim odkryciem jest lukier królewski, który fantastycznie się trzyma, wygląda cały czas tak samo w przeciwieństwie do zwykłego lukru i jest bardzo smaczny. Jeśli chcecie się dowiedzieć jak go się robi poniżej podaję przepis:

Składniki:
  • 2 białka w temperaturze pokojowej
  • 400g cukru pudru
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • barwniki spożywcze
Przygotowanie:

Oddziel żółtka od białek i białka przełóż do czystej miski. Upewnij się, że w białkach nie ma ani odrobiny żółtka. Lekko ubij białko razem z sokiem cytryny, a następnie zmniejsz obroty miksera i zacznij stopniowo dodawać cukier puder cały czas ubijając. Ubijaj aż lukier będzie gęsty, gładki i twardy. Może to zająć 5-8 minut. Jeśli chcesz uzyskać lukier kolorowy to podziel go najpierw na tyle części ile masz kolorów, przełóż do osobnych miseczek, a następnie do każdej z nich dodaj odrobinę barwnika. Wystarczy odrobina, aby nadać lukrowi odpowiedni kolor (lepiej dodać za mało niż przesadzić). Jeśli masz barwnik w proszku to zmieszaj go wcześniej z odrobiną soku cytrynowego, wody lub mleka zaś jeśli jest w paście to dodaj bezpośrednio do lukru. Lukier zmieszaj z barwnikiem ręcznie za pomocą metalowej łyżki. Lukier królewski ma bardzo gęstą konsystencję i zacznie zasychać od razu po zrobieniu. Aby nie stwardniał za bardzo przed użyciem przykryj dokładnie miseczki mokrymi ściereczkami lub papierowymi ręcznikami (również mokrymi). Jest bardzo ważne, aby lukier był przykryty! Możesz również przełożyć poszczególne kolory do foliowych torebek i je szczelnie zamknąć lub do szpryc. Jeśli przez chwilę nie używasz lukru to owiń odciętą końcówkę z woreczka lub końcówkę szprycy wilgotnym papierem. W zależności od gęstości lukru, temperatury i wilgotności powietrza lukier będzie twardnieć 15-60 minut po nałożeniu. Nie wkładaj ciasteczek ozdobionych lukrem do lodówki ponieważ lukier może zmięknąć i zacząć się kleić.

A pomysły na udekorowanie pierniczków? 

Ja brałam je po prostu z głowy- w zależności od kształtu piernika wymyślałam na poczekaniu kolory i wzory. Do dekoracji używałam wspomnianego wyżej lukru królewskiego w różnych kolorach, kolorowych pisaków jadalnych (zwykłych i żelowych), cukru kolorowego oraz srebrnych i złotych kuleczek do dekoracji. Jako inspirację pokazuje Wam moje wzorki pierniczków:


A czy pierniki wytrzymają niezjedzone do świąt? Nie wiem, mogę mieć tylko nadzieję, że coś zostanie... ;)


Pozdrawiam i życzę miłego lukrowania!
Marysia 

Przepis na lukier królewski pochodzi ze strony http://tipy.interia.pl/

czwartek, 17 grudnia 2015

Nie oddamy: Mr B i pozostali nasi towarzysze.

Witajcie,
Minął nam kolejny miesiąc razem, zapoznajemy się ze sobą coraz bardziej i to co już wiem o Zosi to to, że jest małą śmieszką. Zaczęła reagować już świadomie uśmiechem na widok twarzy domowników i na nasze głosy, a słynne "aghu" słychać coraz częściej. Niestety cały czas w drugim miesiącu walczyliśmy z kolką, dlatego też konieczny był zakup kolejnego termoforku, tak abyśmy mieli dwa na zmianę. Mój wybór padł na Mr B od Lullalove; zamówiłam go w Pudle Malucha i jestem bardzo zadowolona z tego zakupu. Pan B, bo tak go u nas w domu nazywamy, jest nie tylko termoforkiem ale fajną zabawką, przytulanką, a u nas nawet pacynką. Super się sprawdza, nagrzewa brzuszek, a pod wpływem ciepła Zosia rozluźnia się i uspokaja. Bardzo lubi się też mu przyglądać, Pan B ma kontrastowe kolory, jest leciutki, i posiada szeleszczącą nóżkę ;) Wkład Pana B jest wielokrotnego użytku, wystarczy zgiąć umieszczony w ogrzewaczu patyczek-aktywator, w środku jest nietoksyczny roztwór soli który zaczyna się krystalizować i uwalniać ciepło. Wystarczy włożyć wkład do etui, którym jest Pan B i ląduje tak na bolącym brzuszku. Po użyciu wkład robi się twardy, wkładam go wtedy do garneczka z gorąca wodą i gotuję ok 6 minut na małym ogniu, po czym wyjmuję wkład który ma wtedy płynny środek, trzeba go tylko ostudzić i nadaje się ponownie do użytku. Polecam go całym sercem wszystkim rodzicom maluszków i tym którzy wkrótce zostaną rodzicami, ja jedynie żałuję, że nie mieliśmy go od początku naszej walki z kolką.Mr B to produkt polski, cena 79 zł.


Jeśli chodzi o zabawki to Zosia polubiła gniotek, grzechotkę wypełnioną pestkami wiśni, obszytą minky. Zosia lubi jak nią poruszam, grzechotka wydaje wtedy bardzo przyjemny dla ucha szeleszczący dźwięk. Szczerze to ja nie znoszę tych wszystkich typowych i głośnych grzechotek, a ta jest zupełnie inna. Tak więc na ten moment pełni ona u nas rolę grzechotki, ale może tez służyć jako odstresowacz, można ją sobie pognieść ;) Producent Fiorino, produkt polski, cena ok.11 zł, ją też otrzymałam w kupionym przeze mnie Pudle Malucha.


Zosia ostatnio bardzo też lubi wpatrywać się w swoich nowych kolegów: "robaczki z polany" ;) dostała tą zabawkę od swoich kuzynów i codziennie poświęca im czas gadając do nich i kopiąc ich nóżkami. Mi tylko cierpnie ręka od trzymania zabawki nad Zośką, szukam wszędzie taki pałąk do łóżeczka na którym można powiesić zabawki, ale nigdzie nie mogę niestety jak na razie znaleźć :( Zabawka to liść i podwieszone na nim: kwiatek, motylek ,pszczółka, ważka i jak dla mnie żuczek. Ma kontrastowe kolory, u nas robi furorę. Ikea, seria Leka cena 17.99 zł.


Spacery to u nas codzienność, w każda pogodę. Jeśli pada to zakładam folię na wózek i jedziemy chociaż na pół godzinki. Rozglądałam się za kremem do twarzy na te nasze wypady i ponieważ sprawdziły mi się do codziennej pielęgnacji kosmetyki Momme (pisałam o nich we wcześniejszym poście), postawiłam teraz też na ich krem. Kupiłam spacerowy krem na każdą pogodę, jest on hipoalergiczny, na naturalnej recepturze, ma chronić przed wiatrem, mrozem i promieniami słonecznymi, posiada SPF 25. My na razie wypróbowałyśmy na mróz i wiatr. Krem jest gęsty i początkowo myślałam że będzie to problem, ale rozsmarowuje się bardzo dobrze, pozostawia na skórze warstwę, ale nie lepi się i nie jest tłusty. Jest wydajny, wystarczy odrobina by posmarować buźkę, stosujemy codziennie od miesiąca i mam wrażenie, że niewiele ubyło. Na buźce po spacerze brak jakichkolwiek zaczerwienień, przesuszeń czy plamek. Cena 39 zł za 50 ml.


Te produkty sobie ostatnio polubiłyśmy z Zosią i szczerze je polecamy. A Wy co ostatnio odkryłyście z Waszymi maluchami godnego polecenia? Zostawcie proszę komentarz.

Pozdrawiam
Asia!

sobota, 12 grudnia 2015

Tarta jabłkowa pod puszystą pierzynką

Hej,

Dzisiaj mam dla Was przepis na pyszną tartę. Idealna o tej porze roku, bo jabłek jest wszędzie pod dostatkiem. U mnie takie ciasto schodzi zawsze w ten sam dzień na jednym posiedzeniu ;) Wszyscy je kochają, bo jest smaczne i wyjątkowo lekkie. Przepisem zainspirowałam się na mojewypieki.com- tylko go troszeczkę zmodyfikowałam :)

Składniki (kruche ciasto):
  • 190 g mąki pszennej
  • 40 g cukru pudru
  • szczypta soli
  • 100 g zimnego masła
  • 1 łyżka kwaśnej śmietany 18%
  • 1 żółtko
Do miski wsypujemy składniki na kruche ciasto i zaczynamy od posiekania ich nożem.  

 
Następnie szybkimi ruchami (kruche ciasto nie lubi ciepła rąk, bo potem jest twarde) zagniatamy ciasto w kulę (jeśli nie chce się lepić dodajemy jeszcze odrobinę kwaśnej śmietany), zawijamy w folię i  chłodzimy w lodówce przez 30 - 60 minut.


Po wyjęciu ciasta z lodówki rozwałkowujemy (ja rozwałkowuje je zawsze w folii spożywczej, bo dzięki temu się nie klei bo blatu), a następnie wykładamy nim dno formy na tartę o średnicy 25 cm wysmarowanej wcześniej masłem i oprószonej mąką. Całość nakłuwamy widelcem. Wkładamy do lodówki na kolejne 30 minut.
Tak przygotowane ciasto wstępnie podpiekamy w temperaturze 190ºC przez 15 minut (ja rozłożyłam na ciasto papier do pieczenia i wysypałam fasolą, aby było równe), do lekkiego zezłocenia. 


Składniki (nadzienie z jabłek):
  • 1,5 kg jabłek szarlotkowch (np. Szara Reneta)
  • 1 łyżka masła
  • 3 łyżki cukru
Jabłka obieramy, usuwamy gniazda nasienne, kroimy w ósemki, a następnie w większą kostkę. 
Na patelni rozgrzewamy i roztapiamy masło. Wsypujemy cukier, mieszamy lekko potrząsając za rączkę patelni. 


Chwilę podgotowujemy, doprowadzając do zabulgotania mieszanki. Dodajemy jabłka i smażymy na średnim ogniu, co pewien czas odwracając na drugą stronę, aż do miękkości jabłek i ich lekkiego zezłocenia. Musimy się starać, aby nie przypalić karmelu - przypalony będzie gorzki. 


Składniki (pierzynka bezowa):
  • 3 białka
  • 150 g cukru pudru
  • 2 łyżeczki skrobi ziemniaczanej
Białka ubijamy na sztywną pianę. Dodajemy stopniowo cukier, łyżka po łyżce (to bardzo ważne), cały czas ubijając na najwyższych obrotach. Gdy masa będzie sztywna i błyszcząca, dodajemy skrobię i miksujemy.

Składniki (wykończenie):
  • cynamon 1-2 łyżeczki
  • łyżka wiórek kokosowych
Podpieczony spód obsypujemy równomiernie wiórkami kokosowymi, aby ciasto nie opiło się sokiem z jabłek.


Następnie wykładamy gorące nadzienie z karmelizowanych jabłek, a na wierzch wykładamy bezę.



Obniżamy temperaturę pieca do 180ºC i pieczemy  przez kolejne 25 minut do zarumienienia i wypieczenia bezy - jej wierzch powinien być chrupiący i może lekko popękać. Jeśli tak się nie stanie obniżamy temperaturę do 150ºC i wydłużamy czas pieczenia. Studzimy przy lekko uchylonych drzwiczkach piekarnika. Przed podaniem wierzch obsypujemy cynamonem.


 Smacznego! :*


Pozdrawiam,
Marysia 

wtorek, 8 grudnia 2015

Szaleństwo zakupowe

Witajcie,

Chciałyśmy się pochwalić jakie cudeńka kupiłyśmy ostatnio w La Millou. Asia posiada już kilka ich produktów i jest bardzo zadowolona z ich jakości. Po praniu nie zmieniają kształtu ani swojej pierwotnej wielkości. Ja jestem zauroczona wzorami, które posiada La Millou, szczególnie w wersji dla dziewczynek. Zobaczcie co kupiłyśmy:


 Jestem fanką wzoru w babeczki, więc wybrałam rożek CUPCAKES.


Po raz kolejny wzór CUPCAKES tym razem na ciepłej apaszce wykończonej od wewnątrz minky

 
Poduszka Angel's wings będzie idealna zarówno do gondoli jak i do spacerówki. Tym razem wzór POLAR BEARS, który jest wg mnie drugim najładniejszym :)


Do kompletu oczywiście cieplutki kocyk średniaka o tym samym wzorze :)


Asia kupiła dla swojej małej pociechy śliczną czapkę pliotkę oraz buciki POLAR BEARS tym razem z szarym mikny do kompletu :)


Wszystko było pięknie zapakowane w płócienne woreczki wraz z przywieszonym serduszkiem. Będą idealne do przechowywania drobiazgów bądź akcesorii dla naszych małych dam.
Tak się cieszymy z zakupów, że musiałyśmy się pochwalić ;)

Pozdrawiamy!

piątek, 4 grudnia 2015

Akcja piernikowa cz.2

Hej,

Dwa tygodnie temu zarobiłam ciasto na pierniczki, a dzisiaj czas najwyższy zabrać się za ich pieczenie. Ciasto odstało swoje, więc pierniczki powinny być pyszne! Zapraszam osoby, które zarobiły ciasto razem z nami do kontynuacji naszego przepisu :)

Przygotowanie c.d.

Ciasto wyciągamy z chłodnego miejsca (np. lodówki) i odstawiamy na jakiś czas w temperaturze pokojowej. Nie martwcie się, że ciasto jest mocno twarde- jak trochę odstoi będzie miękkie i bardzo plastyczne.


Posypujemy stół odrobiną mąki,  rozwałkowujemy ciasto na grubość około 0,5 cm i wykrawamy pierniczki naszymi ulubionymi foremkami (u mnie oczywiście foremki świąteczne w gwiazdki, aniołki i choinki!). 


Piec pierniczki przez 10-15 minut w 170 stopniach.


Można je od razu udekorować, ale ja wole to zrobić zaraz przed świętami, żeby mi ozdoby nie pospadały ;)
Pierniczki powinny leżeć co najmniej 2 tygodnie, aby zmiękły. Jeśli po tym czasie nadal będą twarde włożyć jeszcze na jedną dobę kawałek jabłka.

Mam nadzieję, że przepis Wam się podobał :)

Pozdrawiam,
Marysia

środa, 2 grudnia 2015

Pierwsza pomoc noworodka

Witajcie!

Chciałam dzisiaj poruszyć bardzo ważny temat, który uważam, że każda mama powinna znać. Ja dzięki tej wiedzy czuję się trochę bezpieczniej, bo wiem, że w razie jakiejś krytycznej sytuacji będę wiedziała co robić. Na ostatniej szkole rodzenia omawiałyśmy temat pierwszej pomocy. Naszym gościem była pani ratownik, która opowiadała i pokazywała na fantomie jak się zachować w określonych sytuacjach. Ja już wcześniej uczestniczyłam w warsztatach, na których dowiedziałam się co nieco na ten temat, ale dzięki powtórzeniu wszystko mi się utrwaliło i jestem w stanie Wam przekazać te cenne informacje:

ZAKRZTUSZENIE SIĘ NOWORODKA

W przypadku noworodka jest to dosyć częsta sytuacja, która występuje podczas karmienia. Jeśli widzimy, że dziecko zaczyna się krztusić i kaszleć to od razu przekręcamy go na bok. Gdy dziecko nie jest w stanie wykaszleć tego co mu zalega i widzimy, że kaszel jest nieefektywny (czyli prawie go nie słychać bądź dziecko nie kaszle) to kładziemy maluszka na kolanie z głową skierowaną do dołu, w tym jedną ręką trzymamy żuchwę niemowlęcia (Uwaga! Nie łapiemy za miękkie tkanki tylko za kość).


Drugą ręką wykonujemy 5 MOCNYCH UDERZEŃ między łopatkami (Uwaga! Nie robimy tego całą dłonią tylko dolną częścią naszej dłoni).


Po uderzeniach sprawdzamy (bez podnoszenia dziecka) czy dziecko coś wypluło, czy wypadło coś na podłogę, czy coś zalega w jamie ustnej bądź czy zaczęło płakać. Jeśli to nie pomogło obracamy dziecko twarzą do siebie z głową cały czas skierowaną w dół (musimy tutaj pamiętać, że głowa ma być skierowana w dół, bo w wydostaniu tego co zalega pomaga nam grawitacja) i wykonujemy dwoma palcami 5 UCIŚNIĘĆ KLATKI PIERSIOWEJ (należy znaleźć linię sutków i uciskamy na środku tej linii). Uciśnięcia te wykonujemy rytmicznie pozwalając na wypychanie powietrza z płuc.
 


Jeśli to nadal nie przyniosło skutku to kładziemy dziecko znowu na brzuch i wykonujemy ponownie 5 uderzeń. Cały ten cykl powtarzamy do skutku bądź do utraty przytomności dziecka. W przypadku gdy dziecko straciło przytomność i nie oddycha to przechodzimy do resuscytacji krążeniowo-oddechowej). Jeżeli dziecko straciło przytomność, ale oddycha to należy położyć go na płaskiej powierzchni i lekko odchylić główkę umożliwiając oddychanie. Kolejnym krokiem jest oczekiwanie na karetkę.
Na samym początku, kiedy widzimy, że dziecko ma kaszel nieefektywny warto wezwać pomoc. Jeśli jest ktoś z Wami w domu to zlećmy mu telefon na pogotowie. Wówczas gdy jesteśmy same najlepiej jakbyśmy działały dwutorowo (wiem, że to ciężkie dzwonić i jednocześnie ratować dziecko, ale ja chyba nie mogłabym rozmawiać bez udzielenia od razu pomocy). Dzwońcie od razu pod numer 999, gdyż łączymy się wtedy bezpośrednio z pogotowiem, numer 112 łączy nas najpierw do ogólnej centrali, co przedłuża wszystko. W takim przypadku nie bójcie się wzywać pogotowia! Nikt na Was nie nakrzyczy, że wzywacie ich bez powodu. Pani ratownik powiedziała, że dziecko po takim zakrztuszeniu i tak jest zabierane przez karetkę do szpitala na badania. Poza tym po zakrztuszeniu może dojść do zapalenia płuc, więc obserwujcie po takich sytuacjach swoje dzieci.

UTRATA PRZYTOMNOŚCI NOWORODKA

Musimy tutaj zapamiętać, że nie możemy się bać udzielać pierwszej pomocy w postaci sztucznego oddychania i masażu serca. Jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że zaszkodzimy dziecku, jeśli okaże się, że nie był on w ogóle potrzebny, o wiele gorzej może być kiedy w ogóle pomocy nie udzielimy.
Kiedy przystępujemy do wykonywania resuscytacji krążeniowo-oddechowej? Wówczas gdy stwierdzamy, że dziecko jest nieprzytomne i nie oddycha bądź gdy jego oddech jest bardzo rzadki. Sprawdzamy również tętno dziecka- gdy jest ono poniżej 60 uderzeń na minutę nie wahamy się i od razu przechodzimy do działania! Oczywiście na samym początku jak w poprzedniej sytuacji wołamy o pomoc (jeśli jest to kontynuacja zakrztuszenia i wezwałyśmy wtedy na początku pomoc to pogotowie powinno być już w drodze). 
Układamy dziecko płasko i lekko odchylamy mu główkę, aby udrożnić drogi oddechowe (nie robimy tego tak mocno jak u dorosłego- u niemowlęcia bródka zwykle przylega mocno do klatki piersiowej, więc chodzi o to, aby lekko odchylić główkę, tak by twarz była w prostej linii z podłogą) i wykonujemy 5 ODDECHÓW RATOWNICZYCH jeden po drugim. Swoimi ustami obejmujemy zarówno nos jak i usta dziecka. W kolejnym kroku wykonujemy 30 UCIŚNIĘĆ w mostku (jak wyżej pisałam- szukamy linii sutków i uciskamy na mostku poniżej tej linii)


Uciskamy jak poprzednio dwoma palcami, skierowanymi pionowo w dół. Ucisk musi być dosyć silny- tak aby klatka obniżyła się o 1-2 cm.


Uciskamy dosyć szybko- tak aby ilość ucisków wynosiła około 100/minutę. Potem wykonujemy 2 ODDECHY RATOWNICZE. Całość powtarzamy (2 ODDECHY NA 30 UCIŚNIĘĆ) tak długo, aż dziecko zacznie się ruszać i oddychać bądź do czasu przybycia karetki pogotowia.


Mam nadzieję, że dzięki temu instruktażowi troszeczkę poszerzyłam Waszą wiedzę w zakresie pierwszej pomocy. Ja miałam dwa takie kursy i uważam, że warto w czymś takim uczestniczyć, dlatego jeśli macie możliwość to korzystajcie!

Pozdrawiam,
Marysia

Wykorzystane w poście zdjęcia pochodzą ze strony dzieciowo.pl

sobota, 28 listopada 2015

Ciasto Bananowe Pole

Witajcie!

Ostatnio ciągle zajadam jabłka i banany, w wersji na surowo mi się pomału nudzą więc na weekend staram się upiec zawsze jakieś ciasto z tymi owocami. Ciasto z jabłkami jedno już jest na blogu więc teraz czas na wypiek z bananami. Przepis znalazłam w Internecie, ciasto jest mocno bananowe, zdecydowanie dla osób lubiących te owoce :) W oryginalnym przepisie był biszkopt z 6 jajek, ja uważam że z 4 wystarczy do tego ciasta i taki też upiekłam. Placek bardzo przypadł mi do gustu i dlatego dzielę się przepisem z Wami.


Biszkopt:
  • 4 duże jajka
  • 3/4 szklanki cukru
  • 3/4 szklanki mąki
  • płaska łyżeczka proszku do pieczenia

Białka ubiłam na sztywno, dodałam cukier, dalej ubijałam, dodałam po jednym żółtku i ubijałam do połączenia się składników. Przesiałam mąkę razem z proszkiem do pieczenia i dodałam do masy (etapami, na trzy razy) po czym delikatnie wymieszałam łopatką silikonową. Piekłam w temperaturze 160 stopni ok. 30 minut.


Masa bananowa:
  • 5 bananów
  • 1/2 litra śmietany kremówki (pół litra)
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 3 łyżki żelatyny
Banany zapiekłam w całości w piekarniku, aż skórka zrobiła się cała czarna (ok.15 min). Po wystygnięciu bananów, obrałam je i zmiksowałam.


Żelatynę rozpuściłam w 1/4 szklanki wrzątku. Śmietanę kremówkę ubiłam, pod koniec ubijania dodałam cukier puder, następnie dodałam zmiksowane banany (też etapami na kilka razy) i wymieszałam. Teraz dodałam żelatynę (musi być przestudzona, nie może być ciepła) i wymieszałam mikserem.

Dodatkowo:
  • 4 banany
  • 2 galaretki agrestowe

Na ostudzony biszkopt wyłożyłam masę bananową a następnie rozłożyłam plasterki banana.


Całość zalałam tężejącą galaretką.

Smacznego!
Asia

Źródlo: http://www.przyslijprzepis.pl/przepis/bananowe-pole-10

sobota, 21 listopada 2015

Akcja piernikowa cz. 1

Witajcie!

Dzisiaj postanowiłam zacząć moją akcję pierniczkową na święta Bożego Narodzenia. Według mnie najlepsze pierniczki to takie, które trochę odleżą (zarówno ciasto jak i już upieczone pierniczki), dlatego przedstawię Wam przepis na te słodkości w trzech osobnych postach: zarobienie ciasta, wykrojenie i upieczenie oraz dekoracja, która będzie miała miejsce kilka dni przed Wigilią. Koniec listopada to na prawdę odpowiedni moment na to, żeby zarobić ciasto dlatego zachęcam Was wszystkich do tego. :)

Składniki:
  • 500g cukru
  • 1 i 1/2 kg mąki
  • 5 jajek
  • opakowanie proszku do pieczenia
  • 500g masła
  • 50g kakao
  • 1/2 łyżki sody oczyszczonej
  • 500g miodu
  • łyżeczka cynamonu
  • 50g przyprawy do pierników
Przygotowanie:

Masło rozpuścić w rondelku, a 250g cukru rozpuścić w osobnym rondelku na złoty kolor.


Pozostały cukier ubić z jajkami.


Gdy cukier się rozpuści dodać roztopione masło oraz miód i chwilę gotować.


Do miski wsypać mąkę, przyprawy, kakao, sodę oczyszczoną i proszek do pieczenia.


Do składników dołożyć przestudzoną masę i ubite jajka. Całość dobrze wyrobić. Odstawić na około 2 tygodnie w chłodne miejsce.


Czekajcie na kolejny post dotyczący pierniczków, który będzie na początku grudnia.. Mam nadzieję, że będą jak co roku wyśmienite :)

Pozdrawiam,
Marysia

czwartek, 19 listopada 2015

Nasz Facebook i Instagram

Witajcie!

Serdecznie zapraszamy do polubienia naszej strony na Facebooku MamyDwie:


oraz do obserwowania naszego konta na Instagramie @mamydwie:


Tam znajdziecie jeszcze więcej nas :)

Pozdrawiamy,
Asia i Marysia

środa, 18 listopada 2015

Nasze must have pierwszego miesiąca

Witajcie!
Oj tak, jestem trochę spóźniona, bo przecież pierwszy miesiąc minął mojej Zosieńce kilkanaście dni temu... Ale z moim dzieciątkiem tak jest, że w dzień to robi sobie najczęściej 30 minutowe drzemki, w ciągu których próbuję ogarnąć dom, zaserwować coś do jedzenia rodzince, chociaż coś wyprać i wyprasować i zazwyczaj do komputera nie zdążę już dojść. Chciałam Wam jednak pokrótce przedstawić rzeczy, które u nas w ciągu tego miesiąca bardzo się przydały. To nie jest tak że bez nich byśmy nie przetrwali, ale okazały się nam bardzo pomocne. Dodam tylko, że wszystkie te produkty zakupiłam sama, a opinie są obiektywne i moje.
Niestety w połowie pierwszego miesiąca naszego aniołka dopadły kolki, straszny płacz przechodzący w krzyk, napinanie się i problem z oddawaniem gazów. Bardzo pomocny okazał się wtedy termoforek, który zakupiłam będąc jeszcze w ciąży. Ja akurat mam termofor z pestkami wiśni, firmy Fiorino- polski, naturalny produkt. Taki termoforek wystarczy podgrzać i można przykładać na bolący brzuszek. Niestety nie mam mikrofali dlatego podgrzewałam termofor w piekarniku, czas podgrzewania niestety w tym przypadku znacznie się wydłuża, potrzeba 10 min w temperaturze ok 130 stopni. Po ogrzaniu zawsze jeszcze sprawdzałam na przedramieniu czy nie jest zbyt gorący i zawsze przykładałam na brzuszek na ubranko, nigdy nie bezpośrednio na skórę. Termoforek pomagał. Wiadomo nie było to działanie natychmiastowe, ale rozgrzewał brzuszek i pod wpływem ciepła córeczka się wyciszała. Dodatkowym plusem takiego termoforka jest cena, bo to koszt około 12,50 zł.


Jeśli chodzi o zabawki, to w pierwszym miesiącu, nie braliśmy żadnej pod uwagę. Jedyną propozycją z naszej strony była książeczka Oczami maluszka- ma ona czarno-białe ilustracje które wspomagają rozwój niemowlaka. Przeczytałam kiedyś wypowiedź jakiegoś specjalisty, że te kontrastowe książeczki działają jak rehabilitacja na wzrok noworodka i niemowlęcia. Zosia faktycznie wykazuje zainteresowanie książeczką, z chęcią wpatruje się w jej czarno-białe ilustracje. A gdy jest spokojna to sporo czasu spędzamy na opowiadaniu jej o ilustracji i wymyślaniu historii do nich. Uważam, że jest to super propozycja na formę zabawy, także dla tatusiów, którzy czasem nie wiedzą jak bawić się z takim maleństwem. Cena książeczki to ok.19,90 zł


 Kolejny produkt, który wam opiszę, to dla mnie strzał w dziesiątkę- płatki kosmetyczne dla niemowląt firmy BabyOno. Wykonane są ze 100% bawełny i są naprawdę mega mięciutkie i delikatne, ale jednocześnie wytrzymałe. W dzień pupę córeczki przemywam właśnie tymi płatkami zanurzonymi w przegotowanej, letniej wodzie. Według mnie są rewelacyjne. Porównywałam je z płatkami innych firm i te są naprawdę najdelikatniejsze. Cena na allegro ok. 5,50 zł za opakowanie zawierające 60 sztuk.


Jeśli chodzi o ubranko takiego maluszka to dla mnie hitem są body i spodenki. Taki zestaw na co dzień jest wygodny w noszeniu dla dzieciątka i wygodny w zakładaniu i zdejmowaniu dla rodziców. My mamy body z H&M rozpinane na całej długości, rozmiar od 0-1, ale córeczka jeszcze je nosi. Kupiłam takie 2 sztuki i żałuję, że tylko tyle, bo jakościowo są bardzo dobre. Spodenki mamy Lupilu z Lidla, 50/56 też 2 sztuki i też żałuję, że tylko tyle kupiłam, Jakość również bardzo dobra. Ceny body to za 2 sztuki 39,90 zł, za spodenki 2 sztuki zapłacimy ok. 19,99 zł. 


Wśród kosmetyków u nas na oklaski zasłużyły dwa, dzięki którym pozbyłyśmy się suchej i delikatnie łuszczącej skóry. Są to: odżywcza śmietanka do kąpieli i delikatne mleczko pielęgnacyjne, firmy Momme. Co ważne kosmetyki są naturalne, w ich składzie nie znajdziecie na przykład chociażby: parabenów, SLS-ów, silikonów, ftalanów, syntetycznych barwników i syntetycznych kompozycji zapachowych. Zamiast tego jest na przykład: mleczko z migdałów ziemnych, olej arbuzowy, olej makadamia, olej ze słodkich migdałów, prebiotyk. Około tydzień po urodzeniu, skórka Zosi zrobiła się sucha i zaczęła się delikatnie łuszczyć. Używałam do jej pielęgnacji kosmetyków, które kupiłam będąc jeszcze w ciąży, bo wydawały mi się jedne z lepszych dostępnych dla dzieci. Niestety nie poradziły sobie z naszym problemem. I tak w Internecie natknęłam się na informację o kosmetykach Momme. Kupiłam, używamy i jestem bardzo zadowolona. Skóra małej jest natłuszczona, ale nie tłusta, bez podrażnień. Kosmetyki są wydajne, (w szczególności mleczko, wystarczy użyć niewielką ilość), i jak dla mnie bezzapachowe. Cena za śmietankę 150 ml 39 zł, mleczko 150 ml 39 zł.


Pod koniec ciąży z duszą na ramieniu kupiłam misia whisbear. Dlaczego go kupiłam? Czytałam opinie zadowolonych mam, którym misio ułatwiał usypianie dzieci i  pomagał w przypadku kolek. A dlaczego z duszą na ramieniu? No bo wydatek to niemały, a pozostawało pytanie czy na moje dziecko misio zadziała. No więc... Nam misio zdecydowanie pomaga- na przykład, gdy karmię małą w pokoju i przyśnie. a potem przenoszę ją do sypialni do jej łóżeczka, to zazwyczaj się rozbudzi. Włączam wtedy whisbear i w dziewięciu przypadkach na dziesięć córa zasypia. Dobre jest to, że możemy regulować głośność misia, my akurat mamy ustawionego go dosyć cicho. Szum jest szumem suszarki, przyjemny, do pewnego momentu głośności. Potem może drażnić- przynajmniej ja mam takie odczucie. Jeśli chodzi o kolki, to niestety naszej córeczki podczas kolki misio nie uspokaja. Tak bardzo malutka krzyczy, że nawet przy maksymalnej głośności misia nie reaguje na niego niestety. Jeśli jednak na codzień pojawiają się problemy z zasypianiem to misio dla nas jest nieoceniony. Cena misia whisbear to ok.120 zł.


I ostatnia rzecz do której sięgałam codziennie w pierwszym miesiącu i będę dalej sięgać do niej przez kolejnych jedenaście to Kalendarz Maluszka. Fajna pozycja podzielona na dwanaście miesięcy, w której dzień po dniu mogę zapisywać nasze wspólne chwile z Zosią, obserwacje, spostrzeżenia i ważne wydarzenia. Już teraz wracam do początku i czytam co robiłyśmy w pierwszych tygodniach, a za kilka lat będzie to piękna pamiątka...


To właśnie te rzeczy często towarzyszyły nam w pierwszym miesiącu życia Zosi. A Wy drogie Mamusie macie swoje must have bez których ciężko by Wam było w pierwszych miesiącach życia Waszych dzieciątek? Czekamy z niecierpliwością na Wasze komentarze.


Pozdrawiam,
Asia.